Od czasu do czasu wchodzę w tryb barowej ćmy i grzeję stołki w rożnych lokalach. Tam też z szaloną regularnością przyczepiają się do mnie rożne indywidua, narobiło się tego tyle, że postanowiłem upichcić z tego mini serię - "Mapetarium". Czasem historia będzie kompilacją kilku, podobnych w przebiegu spotkań, czasem przekładem jeden do jednego z konfrontacji z mapetem, który zapałał do mnie swoją zmutowaną formą sympatii.
Tymczasem miłego czwartku, bo jak mawiają starzy górale w Nowym Jorku "to prawie piątek".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz